Archive for Biznes

Przestępczość VAT-owska na…

Przestępczość VAT-owska na Ukrainie

VAT jest takim fajnym podatkiem, że wszędzie tam, gdzie tylko się pojawi, to jakoś tak zachęca do różnych oszustw. Nie inaczej było w przypadku naszego wschodniego sąsiada, czyli Ukrainy. Problem przestępczości VAT-owskiej rozrósł się tam do takich rozmiarów, że rząd Julii Tymoszenko w 2005 roku zastanawiał się nawet nad zlikwidowaniem VAT-u i wprowadzeniem w jego miejsce podatku obrotowego. Ostatecznie jednak do tego nie doszło, ale nie wyprzedzajmy faktów… ( ͡° ͜ʖ ͡°)
.

VAT na Ukrainie – krótkie wprowadzenie

Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że podatek od wartości dodanej pełni niezwykle ważną rolę w budżecie Ukrainy – podobnie zresztą jak w Polsce oraz w innych krajach Unii Europejskiej. Dość powiedzieć, że danina ta generuje ok. 40% dochodów państwa, według słów Sergieja Bilana, wiceszefa ukraińskiej ДФС / SFS (służba skarbowa). Stawka podstawowa wynosi na Ukrainie 20% – wystarczająco dużo, aby opłacało się tworzyć karuzele VAT-owskie oraz innego rodzaju konstrukcje zmierzające do uszczupleń należności podatkowych. Co ciekawe, ponad połowa pobranego podatku VAT to kwoty zapłacone przy okazji importu towarów na obszar celny Ukrainy, w tym oczywiście z krajów Unii Europejskiej (według oficjalnych danych). Jeśli chodzi o skalę oszustw, to w 2014 roku Ihor Bilous, nowy szef ukraińskiej służby podatkowej, stwierdził, że za czasów prezydenta Janukowycza oszustwa w VAT stanowiły równowartość aż ¼ budżetu państwa, a pieniądze „wypłynęły na zagraniczne konta należące do skorumpowanych urzędników”.
.

Specyfika działania ukraińskich grup przestępczych

Według tego, co można przeczytać w mediach, na Ukrainie znaczna część przestępczości związanej z wyłudzaniem / uszczuplaniem podatku VAT opierała się na schematach podobnych do tych stosowanych w Polsce po roku 2005 (słynne karuzele). Wiele wskazuje na to, że rzeczywiście tak było, zważywszy na ogromny poziom korupcji wśród ukraińskich urzędników, na co zresztą zwracały uwagę min. międzynarodowe firmy doradcze. Dlaczego korupcja ułatwiała właśnie taki sposób działania? Odpowiedź jest prosta: ze względu na zwroty VAT-u. Po prostu urzędnicy, którzy zatwierdzali zwrot oraz / lub celnicy, który „podbijali kwity” np. poświadczając fikcyjny wywóz towarów, byli często częścią zorganizowanej grupy przestępczej i brali odpowiedni % od transakcji. Niektóre źródła twierdzą wręcz, że oszustwa VAT-owskie na Ukrainie są (były?) zinstytucjonalizowane w formie zorganizowanych „pralni podatkowych”, działających na ogromną skalę pod patronatem najwyższych urzędników skarbowych (na co istnieje podobno wiele dowodów). My tutaj w Polsce też mówimy od czasu do czasu, że w skarbówce można znaleźć urzędników mających powiązania z tzw. mafiami podatkowymi, ale na Ukrainie była to prawdopodobnie zupełnie inna skala, o wiele, wiele wyższa.

Przykładem tego, jak wyglądały połączenia na linii polityka – biznes jest pewna ciekawa sprawa, która ujrzała światło dzienne w 2017 roku. Tak więc niezależni ukraińscy blogerzy „dokopali się” do informacji mówiących o tym, że jeden z wielkich amerykańskich koncernów spożywczych za pośrednictwem swojego ukraińskiego oddziału może być zamieszany w nielegalne schematy podatkowe związane z VAT-em. Konkretnie miało zachodzić uzasadnione podejrzenie, że dyrektor koncernu na Ukrainę Dmitrij G. oraz zatrudniony tam syn zastępcy prezydenta Kijowa Roman P. uczestniczą w grupie przestępczej mającej na celu wyłudzenie nienależnego zwrotu VAT-u. Krótki opis modelu działania:

Ukraiński oddział koncernu miał kupować zboże za gotówkę za pośrednictwem kontrolowanych przez siebie spółek – słupów (S. oraz G.). Spółki te kupiły zboże od innych spółek (V. oraz D.), które z kolei miały być kontrolowane przez Romana P. W ten właśnie prosty sposób miano wykreować fikcyjny VAT do zwrotu, o który następnie wystąpiły spółki S. oraz G.

Ile razy i na jaką skalę zastosowano podobny schemat, tego dokładnie nie wiadomo. Źródła ukraińskie podają, że tylko w jednym konkretnym przypadku chodzi o zwrot podatku na kwotę 15 milionów hrywien, czyli w przeliczeniu ok. 2 milionów PLN. Emocje budzi też fakt, że wspomniany Roman P. (syn zastępcy prezydenta Kijowa), który najpierw był stażystą, a później szeregowym handlowcem w ukraińskim oddziale koncernu, nagle zaczął jeździć Audi S8 wartym ok. 150 tys. Euro. No cóż, może naprawdę dobrze handlował…?

Ciekawe jest również to, że Dmitrij D. (szef oddziału koncernu na Ukrainę) nie wahał się podobno wywierać presji na ukraińskie służby skarbowe, aby te dokonały zwrotu VAT-u, choć urzędnicy mieli na ten temat spore wątpliwości. Sprawa była na tyle poważna, że otarła się o takie instytucje, jak Amerykańska Izba Handlowa oraz ambasada USA! Widać więc jasno, że są to rozgrywki na naprawdę wysokim szczeblu.
.

Jakie towary służyły do wyłudzania zwrotów VAT-u na Ukrainie

Przede wszystkim należy zacząć od tego, że największe pole do popisu dawały zwroty VAT-u związane z eksportem towarów poza granice Ukrainy. A skoro tak, to postawiono na następujący model działania:

kupujemy tanio > podbijamy cenę do niebotycznych rozmiarów za pomocą spółek – krzaków pełniących rolę znikających podatników > występujemy o zwrot VAT-u z tytułu eksportu

Na potrzeby takiego schematu wynaleziono ciekawą ścieżkę: przeróżne produkty o niejasnym przeznaczeniu związanym z nauką i rozwojem technologii. Przykłady? Soczewki optyczne, membrany elektrod, elementy piezoelektryczne, różne czujniki itp. – ogólnie tego typu rzeczy, do których można było „dorobić legendę” uzasadniającą kosmiczny wręcz wzrost ich wartości (przynajmniej na fakturach). No i jak wspomniałem przed momentem, takie towary były wykorzystywane do transakcji fikcyjnego eksportu, a ich cena na rynku krajowym została uprzednio odpowiednio zawyżona poprzez system fikcyjnych dostaw, niejednokrotnie nawet o tysiące %! Zawyżenie ceny było oczywiście wykorzystywane do odzyskania odpowiednio „tłustego” zwrotu VAT-u.

Przykłady karuzel

Pewna ukraińska firma sprzedała za granicę blisko 100 tysięcy „piezoelektrycznych czujników ciśnienia”, rzekomo wykonanych w jednej z fabryk w okolicach Charkowa. Całkowita deklarowana wartość „eksportu” tego towaru wyniosła ok. 306 milionów hrywien, czyli w przeliczeniu jakieś 43 miliony PLN. Taki czujnik na fakturach przy eksporcie kosztował blisko 450 USD, podczas gdy realny koszt jego wytworzenia wynosił ok. 2 USD. Według szacunków 94% kosztów produkcji stanowiły tu części składowe, które można było łatwo i tanio kupić w normalnych sklepach. Gotowe i zapakowane czujniki były następnie wysyłane do Polski lub Wielkiej Brytanii, drogą lotniczą lub samochodami. Ten sam towar wracał z powrotem na Ukrainę (jak to bywa w karuzelach), a jego wartość na fakturach wynosiła już zaledwie 2,5 USD / sztuka. Ta wartość była potem oczywiście „pompowana” przez odsprzedaż pomiędzy kolejnymi ukraińskimi spółkami, po czym czujniki znów jechały do Polski, ale znów po kilkaset USD za sztukę, od których był zwracany VAT (tytułem eksportu). Odnośnie końcowych losów towaru wiadomo tyle, że po prostu utknął gdzieś sobie na jakichś polskich magazynach i nigdy nie trafił do normalnej sprzedaży. Straty ukraińskiego skarbu państwa obliczono w tym przypadku na ponad 50 milionów hrywien.

Dość znaną historią był też przypadek nanorurek, które miały być eksportowane do Hongkongu. A cóż to takiego te nanorurki i jakie jest ich zastosowanie? Ekspertem w tej dziedzinie nie jestem, ale szybki research pozwolił mi dowiedzieć się, że jest to materiał uznawany za jeden z najbardziej wytrzymałych i najsztywniejszych na świecie, a stosuje się go min. w przemyśle elektronicznym, urządzeniach medycznych, czy też przy produkcji niektórych polimerów. No i teraz te nanorurki miały opuścić Ukrainę z ceną fakturową równą ok. 450 Euro za 1 kg (od czego zresztą miano później zażądać zwrotu VAT-u). Co się jednak okazało? A to, że zamiast „wysokich technologii” VAT-owcy próbowali wywieźć za granicę zwykłą sadzę, co zostało jednak odkryte przez milicjantów. Jak obliczono, deklarowana ilość nanorurek wystarczyłaby do zaspokojenia potrzeb produkcyjnych wszystkich krajów Azji Południowej aż do 2040 roku – czyli przestępcy „poszli na grubo”, jak to się mówi… Pewnej pikanterii dodaje tej sprawie fakt, że w proceder zamieszani byli szefowie jednej ze znanych sieci sprzedającej produkty spożywcze.
.

Schemat alternatywny

Oczywiście zdarzało się i tak, że stosowano nieco inną metodę:

– na fakturach eksportowano towar wartościowy, rzeczywiście nadający się do sprzedaży,

– otrzymywano zwrot na podstawie fałszywych „kwitów” potwierdzających eksport, wystawionych przez skorumpowanych celników, przy czym towar nigdy nie opuszczał Ukrainy,

– fikcyjnie wyeksportowany towar „upłynniano” na krajowym rynku po niższej cenie, nie odprowadzając VAT-u.

Jeśli miałbym to wszystko jakoś skomentować, to napiszę tak: jeżeli ktoś orientuje się w realiach przestępczości VAT-owskiej, to z pewnością dostrzeże, że „wałki” typu nanorurki czy wtryskiwacze były na tyle prymitywne, iż bez aktywnego udziału przedstawicieli aparatu skarbowego właściwie nie powinny zaistnieć w większej skali. Z taką oto konkluzją przejdźmy do kolejnego zagadnienia.
.

Schemat organizacyjny grup VAT-owskich na Ukrainie

Nie będzie chyba wielkiego zaskoczenia, jeśli napiszę, że w przypadku ukraińskich grup przestępczych mieliśmy do czynienia z wykorzystaniem znikających „słupów” – były to często osoby z hospicjów, ubezwłasnowolnione, cudzoziemcy z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw itd. Ogólnie można powiedzieć, że charakterystyka dość podobna do polskich „prezesów” – ciężko tutaj bowiem wymyślać koło od nowa. Idźmy dalej: według służb ukraińskich mieliśmy trzy główne kategorie podmiotów zamieszanych w przestępstwa podatkowe:

– tzw. beneficjenci, czyli realnie działające przedsiębiorstwa, które korzystając z usług innych firm (tranzytorów) zawierają fikcyjne umowy skutkujące „zbiciem” VAT-u, a tym samym nie płacą znacznych kwot podatków do budżetu – tego typu firmy były także beneficjentami karuzel, tzn. występowały o zwroty;

– tzw. tranzytory, czyli przedsiębiorstwa, które pod przykrywką legalnej działalności gospodarczej prowadzą transakcje sprzedaży lub usługi pośrednictwa, nie mając na celu uzyskania korzyści ekonomicznych, ponieważ nie mają odpowiednich zdolności produkcyjnych, magazynów, personelu itp. – ich rolą jest wystawianie faktur, a operują na minimalnych marżach, gdzie różnica pomiędzy przychodami a kosztami wynosi +- 0,5%, od czego płacone są podatki;

– tzw. słupy, czyli przedsiębiorstwa, które zazwyczaj działają poprzez pośredników i zamykają się w niezwykle krótkich terminach (na Ukrainie znane jako „jednodniowe firmy”), których funkcją jest akumulowanie wszystkich zobowiązań podatkowych beneficjentów i tranzytorów.

Widać tu bez wątpienia podobieństwo do znanych z naszego podwórka brokerów, buforów oraz znikających podatników. Schemat na tyle przejrzysty, że w zasadzie nie ma co się nad nim dłużej rozwlekać.
.

Koniec epoki zwrotów – i co dalej…?

Podobnie jak i w Polsce, tak i na Ukrainie nadszedł czas, że naprawdę „chamskie” zwroty, podobne do opisanych powyżej, właściwie się pokończyły. Było to skutkiem tego, że kilka lat temu władze fiskalne ogłosiły walkę z luką podatkową i przestępczością VAT-owską. Należy tutaj zaznaczyć, że VAT był tylko jednym z problemów – zaraz obok stała masowa „optymalizacja” kosztów skutkująca relatywnie małymi wpływami do budżetu z tytułu ukraińskiego odpowiednika naszego CIT-u. Skalę zjawiska oddają niezależne szacunki, w których mowa o 300 – 600 miliardów hrywien pozostających w obiegu szarej strefy (czyli bez opodatkowania), podczas gdy dochody budżetu w latach 2013 i 2014 wynosiły odpowiednio 340 i 360 miliardów hrywien! Byli zresztą dziennikarze śledczy, którzy starali się wyjaśnić sprawę (co ciekawe, podobno żyją do dziś) i zgodnie z ich ustaleniami 80 – 90% wszystkich ukraińskich przedsiębiorstw korzystało z „optymalizacji” podatków, w które zamieszane były min. takie instytucje, jak Ministerstwo Finansów, SBU (służba bezpieczeństwa), prokuratura oraz zwykli urzędnicy skarbowi różnych szczebli. Nie mam możliwości zweryfikowania, czy rzeczywiście była to prawda, ale jeśli tak, to mamy obraz państwa będącego w destrukcji.

Wracając jednak do tematyki VAT-u, to zgodnie z ogólnie dostępnymi informacjami na Ukrainie dość ciężko jest go dziś nielegalnie zwrócić, głównie ze względu na system elektronicznej ewidencji faktur połączony ze specjalnymi kontami bankowymi przeznaczonymi do wpłacania należnego podatku VAT (rozwiązanie wdrożone w 2017 roku). Postaram się poruszyć ten temat w jednym z kolejnych wpisów, ponieważ moim zdaniem jest to dość ciekawe rozwiązanie (przynajmniej na pierwszy rzut oka). W każdym razie można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że elektroniczna ewidencja faktur pozwoliła wyeliminować drobniejszych VAT-owców z rynku, ale mając częściowo na uwadze nasze polskie doświadczenia, mogę powiedzieć tak: duży może więcej (szczególnie jeśli zdążył w tzw. dzikich czasach zgromadzić odpowiedni kapitał). Tak więc moim zdaniem rekiny dalej sobie pływają w wodzie, może nieco mniej mętnej, a społeczeństwo ukraińskie jest karmione propagandowymi sukcesami.

Samej luki VAT zresztą nie zlikwidowano całkowicie, o czym świadczą chociażby wypowiedzi oficjeli. Zmienił się za to model przestępstwa – dziś działa się min. na takim „patencie”, jak generowanie kosztów VAT-owskich przez znikające firmy, dzięki czemu realnie działające przedsiębiorstwa płacą po prostu niższe podatki. Popularne więc było zawieranie fikcyjnych umów podwykonawstwa, gdzie np. przy zamówieniu robót budowlanych firma A daje zamawiającemu wysokie koszty, w tym VAT, a tak naprawdę prace wykonuje od początku do końca firma B, za dużo mniejsze pieniądze. Dzieje się to oczywiście za wiedzą zamawiającego i wymaga odpowiedniego operowania dokumentacją, ale jest do wykonania. Rzecz jasna firma A jest tutaj swego rodzaju figurantem, który niekoniecznie musi rozliczyć się z wszystkich danin należnych skarbowi państwa.

Inny wariant z generowaniem kosztów odbywał się w taki oto sposób: spółka A rejestrowana na „słupa” rzekomo dostarczała towary lub usługi realnie działającemu przedsiębiorstwu B. Po otrzymaniu przelewu na konto A, środki były podejmowane w gotówce pod pozorem wypłat dla pracowników, pokrycia kosztów podróży służbowych oraz wydatków bieżących itp. Rzecz jasna pieniądze wracały potem do przedsiębiorstwa B, które dokonało wpłaty – kwota była już jednak pomniejszona o prowizję dla A (od 7 do 10%). Oczywiście nie było tutaj mowy o płaceniu żadnego podatku – spółka A nie odprowadzała nic do budżetu, ale sama wystawiała kosztowe faktury VAT, które umożliwiały dokonanie odliczeń firmie B.
.

Kilka cech charakterystycznych dla ukraińskich VAT-owców

Na Ukrainie, podobnie zresztą jak i w Polsce, występowały pewne typowe elementy w działalności podmiotów trudniących się wyłudzaniem / uszczuplaniem podatku od wartości dodanej – poniżej niektóre z nich:

– rejestracja firmy w oparciu o nieważne lub sfałszowane dokumenty (bywało, że działalność taka była prowadzona bez wiedzy osób, które figurowały jako założyciele, gdyż ktoś np. zdobył ich dane i wykorzystał do celów rejestracyjnych);

– rejestrowanie firm na klasyczne „słupy”, które nie zamierzają prowadzić realnej działalności gospodarczej;

– rejestracja działalności na normalne osoby, a następnie przerejestrowanie jej na „słupa” (np. w drodze sprzedaży spółki);

– spółka istnieje przez krótki okres (kwartał) i jedynie w tym czasie wystawia faktury, a potem zaprzestaje jakiejkolwiek aktywności;

– podatnik nie posiada otwartych rachunków w instytucjach bankowych;

– oficjalny przedstawiciel lub założyciel nowej firmy jest przedstawicielem lub też założycielem innego przedsiębiorstwa, które zostało wcześniej zlikwidowane w drodze postępowania upadłościowego;

– podatnik nie składa sprawozdań finansowych do inspektoratu podatkowego za ostatni okres sprawozdawczy;

– przedstawiciel spółki jest osobą, która ma na koncie wyrok sądowy za tzw. fikcyjną przedsiębiorczość.

Jak widać wiele z tych cech pokrywa się z rzeczami, jakie znamy z naszego lokalnego podwórka. Za niewątpliwą ciekawostkę można uznać tutaj brak rachunków bankowych w oficjalnych instytucjach – w polskich warunkach rzecz raczej nie do pomyślenia. Nie powinno to jednak specjalnie dziwić zważywszy na fakt, że tylko w latach 2014 – 2016 na Ukrainie upadło… aż 77 banków! Ukraińskie firmy poniosły z tego tytułu straty szacowane na 82 miliardów hrywien, czyli ok. 11,5 miliarda PLN – była to około ¼ wszystkich środków zgromadzonych na firmowych rachunkach w skali kraju! Tak dla porównania dodam, że w samym 2015 roku wielkość całej luki VAT na Ukrainie była szacowana na ok. 24 miliardy PLN (dane Banku Światowego). Wyobraźcie sobie teraz, co by się działo w Polsce, gdyby firmy w ciągu 2 lat straciły ¼ pieniędzy ze swoich rachunków bankowych – rewolucja, zapaść gospodarcza…? W każdym razie ciężko zaprzeczyć, że masowe upadłości w ukraińskim sektorze bankowym stanowiły bardzo poważne utrudnienie dla rozwoju przedsiębiorczości w tym kraju. Ciężko jest mi dziś powiedzieć, ile z takich sytuacji było wynikiem quasi-przestępczych działań, ale obstawiam, że i takie przypadki się zdarzały.
.

Kilka słów na zakończenie

Chciałem jeszcze wspomnieć o kilku innych zagadnieniach od strony bardziej praktycznej, ale niestety okazało się, że muszę je najpierw skonsultować z ukraińskimi znawcami tematu, więc zapewne pojawią się one za jakiś czas jako druga część niniejszego wpisu. Niestety, bariera językowa jednak robi swoje – szczególnie w kwestii prawniczego słownictwa specjalistycznego, które zresztą tłumacz Google niespecjalnie ogarnia. Obiecuję jednak, że będę nad tym systematycznie pracował i sukcesywnie podwyższał poziom „zagranicznych” wpisów. Na zakończenie dodam jedynie, że szczerze szanuję polskich przedsiębiorców, którzy zdecydowali się na ekspansję na Ukrainę – to jednak wciąż trochę inny świat niż Polska i trzeba naprawdę doskonale znać specyfikę tamtejszego rynku, aby nie „popłynąć”. No, ale z drugiej strony, jak mawiają Rosjanie: kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije! ( ͡° ͜ʖ ͡°) A tych, co mają fejsbuka, zapraszam na mój profil: https://www.facebook.com/BialeKolnierzykiBlog/

#bialekolnierzyki #vatowcy #ukraina #pieniadze #biznes #ciekawostki #przestepczosc

Odnośnie ludzi na b2b….

Odnośnie ludzi na b2b. Zróbcie sobie po godzinach jakieś mikroprodukty. Przykłady: bot do instagrama, jakaś biblioteka, plugin do czegoś i sprzedawajcie. Może jakieś zlecenia szybkie na freelancerze. Być może jakieś kursy na udemy lub ebook na stronie. Chwilowo się wycofali z testu przedsiębiorcy, ale to wróci po wyborach i może się Wam przyda, a i zarobi na siebie/na Was.

Na moje to te ciule w końcu zabiorą liniówkę wszystkim ^^

#programowanie #biznes #firma

Ten uczuć kiedy wzrost…

Ten uczuć kiedy wzrost najniższej krajowej, tak na prawdę oznacza że biedniejemy ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Wzrost pensji brutto pracownika, do dla prezesa wzrost kosztów, a im większe koszty tym większa musi być cena usług, by ten mógł utrzymać swoją pensję

#pracbaza #praca #polska #ekonomia #finanse #biznes

@Pie_Czar: #seks #biznes…

@Pie_Czar: #seks #biznes #prawo #heheszki
Po certyfikat cnoty zapraszam do #kolobrzeg

Przeklejam z FB…

Przeklejam z FB #bialekolnierzyki
Telewizory GoldStar i zawieszenie cła na 48 godzin

Pierwsza połowa lat 90. to był megaciekawy czas, jeśli chodzi o prowadzenie biznesu w Polsce. Jednocześnie okres ten mocno obrósł różnymi legendami, nieraz trudnymi do zweryfikowania. Faktem jednak jest, że zdarzały się wtedy „przypadkowe luki”, które umożliwiały nielicznym zorientowanym szybkie zarobienie pieniędzy. Tak było np. w przypadku Aleksandra Gawronika, który w 1989 roku otworzył na zachodniej granicy Polski sieć kantorów, praktycznie równolegle z podpisaną przez rząd Mieczysława Rakowskiego decyzją o umożliwieniu prywatnym przedsiębiorcom legalnego handlu walutami. Przypadek…? Ale tę historię pewnie już znacie, więc chciałbym Wam dziś przybliżyć i wyjaśnić ciekawą legendę związaną ze słynnymi niegdyś telewizorami i magnetowidami GoldStar – nieco starsi Czytelnicy powinni kojarzyć tę markę.

Tak więc w 1991 roku nastąpiło „magiczne” zawieszenie cła na 48 godzin. Oznaczało to, że w tym krótkim czasie można było sprowadzić do Polski całą masę towarów i potem sprzedać je w megaatrakcyjnej cenie (no bo cło nam przecież odpadało)! Oczywiście kto miał wykorzystać ten fakt, ten wykorzystał i podobno wielu importerów oraz celników nieźle się wtedy wzbogaciło. Przy okazji powstała też opowieść o tym, jak to słynna spółka Art-B, która współpracowała z koreańskim koncernem GoldStar (dzisiejsze LG), miała zarobić miliony właśnie przy okazji tego krótkiego zawieszenia cła. Opowieści mówią wręcz o całych pociągach pełnych elektroniki GoldStara, które miały czekać na bocznicach przy granicy na odpowiedni moment. I faktycznie byłaby to naprawdę fajna historia, gdyby nie to, że… chyba jednak nie była prawdziwa. Skąd o tym wiem? Po prostu zapytałem o to Andrzeja Gąsiorowskiego, ówczesnego współwłaściciela Art-B. I oto, co mi odpowiedział:

To nie był ten przypadek. My dokonaliśmy importu docelowego. Procedury uruchomienia pierwszej akredytywy trwały 6 miesięcy, a towar przyszedł statkiem.

No i cóż… Oczywiście to wszystko nie oznacza, że na bocznicach przed granicą polsko – niemiecką nie stały jakieś wagony z towarem i nie czekały na zawieszenie cła! Jednak mieszanie w to akurat GoldStara wygląda na miejską legendą wynikająca głównie z tego, że po wybuchu afery firma Art-B w świadomości ludzkiej łączyła się jeszcze przez długi czas z różnymi niezrozumiałymi kombinacjami. W każdym razie morał jest taki: nie zawsze warto wierzyć we wszystkie historie o „cudownych biznesach lat 90.” opowiadane przez wujka Zdziśka na rodzinnym spotkaniu.

#biznes #clo #lata90

Telewizory GoldStar Art-B i…

Telewizory GoldStar Art-B i zawieszenie cła na 48 godzin

Pierwsza połowa lat 90. to był megaciekawy czas, jeśli chodzi o prowadzenie biznesu w Polsce. Jednocześnie okres ten mocno obrósł różnymi legendami, nieraz trudnymi do zweryfikowania. Faktem jednak jest, że zdarzały się wtedy „przypadkowe luki”, które umożliwiały nielicznym zorientowanym szybkie zarobienie pieniędzy. Tak było np. w przypadku Aleksandra Gawronika, który w 1989 roku otworzył na zachodniej granicy Polski sieć kantorów, praktycznie równolegle z podpisaną przez rząd Mieczysława Rakowskiego decyzją o umożliwieniu prywatnym przedsiębiorcom legalnego handlu walutami. Przypadek…? Ale tę historię pewnie już znacie, więc chciałbym Wam dziś przybliżyć i wyjaśnić ciekawą anegdotę związaną ze słynnymi niegdyś telewizorami i magnetowidami GoldStar – nieco starsi Czytelnicy powinni kojarzyć tę markę.

Tak więc w 1991 roku nastąpiło „magiczne” zawieszenie cła na 48 godzin. Oznaczało to, że w tym krótkim czasie można było sprowadzić do Polski całą masę towarów i potem sprzedać je w megaatrakcyjnej cenie (no bo cło nam przecież odpadało)! Oczywiście kto miał wykorzystać ten fakt, ten wykorzystał i podobno wielu importerów oraz celników nieźle się wtedy wzbogaciło. Przy okazji powstała też legenda o tym, jak to słynna spółka Art-B, która współpracowała z koreańskim koncernem GoldStar (dzisiejsze LG), miała zarobić miliony właśnie przy okazji tego krótkiego zawieszenia cła. Opowieści mówią wręcz o całych pociągach pełnych elektroniki GoldStara, które miały czekać na bocznicach przy granicy na odpowiedni moment. I faktycznie byłaby to naprawdę fajna anegdota, gdyby nie to, że… chyba jednak nie była prawdziwa. Skąd o tym wiem? Po prostu zapytałem o to Andrzeja Gąsiorowskiego, ówczesnego współwłaściciela Art-B. I oto, co mi odpowiedział:

To nie był ten przypadek. My dokonaliśmy importu docelowego. Procedury uruchomienia pierwszej akredytywy trwały 6 miesięcy, a towar przyszedł statkiem.

No i cóż… Oczywiście to wszystko nie oznacza, że na bocznicach przed granicą polsko – niemiecką nie stały jakieś wagony z towarem i nie czekały na zawieszenie cła! Jednak mieszanie w to akurat GoldStara wygląda na tzw. miejską legendę mogącą mieć swoje źródło chociażby w tym, że już po wybuchu słynnej afery, firma Art-B w świadomości ludzkiej łączyła się jeszcze przez długi czas z różnymi niezrozumiałymi „kombinacjami”. W każdym razie morał jest taki: nie zawsze warto wierzyć we wszystkie historie o „cudownych biznesach lat 90.” opowiadane przez wujka Zdziśka na rodzinnym spotkaniu. ( ͡° ͜ʖ ͡°) #bialekolnierzyki #lata90 #biznes #polska #pieniadze #ciekawostki

Mirki, jest sprawa #handel…

Mirki, jest sprawa #handel #biznes #pieniadze #heheszki

Polecam prowadzić firmy w…

Polecam prowadzić firmy w małych miejscowościach. Urzędnicy skarbowi, to takie nieogary, że możesz im cisnąć każdy kit. Bylebyś robił to z pewnością siebie i pozorem profesjonalizmu. Moi byli przekonani, że dostając przelew z PayPala, robię zlecenie dla firmy PayPal. Wszystko w tym urzędzie (nie powiem jaki), załatwia się na gębę, często przez prywatne telefony do urzędników. Najgorzej jest, jak jest duże miasto i wielka bezduszna maszyna procedur.

#polska #biznes

Dzisiaj Microsoft Power BI…

Dzisiaj Microsoft Power BI Cookbook (September 2017)

https://www.packtpub.com/packt/offers/free-learning

#packtpubfreelearning #biznes #analiza

odpowiedź dlaczego nie możesz pobrać „nowych” książek

pdfy/epub/kindle są dostępne dla pozycji zgarniętych za darmo do końca 2018. Nowe pozycje wchodzą tylko na readera. Jeśli coś macie zgarniętego wcześniej a pozycja pojawia się ponownie, to w „moje ebooki” pojawi się dwa razy, raz z pobieraniem a raz tylko z readerem

#afera #pekao Pozdrawiam…

#afera #pekao
Pozdrawiam środkowym palcem PEKAO, byłem u nich klientem od 7 lat, ale po przeczytaniu tego uciekam od nich
https://kamilcebulski.pl/biznes-po-polsku-historia-malmy/

#biznes #banki #finanse #gruparatowaniapoziomu

Myślałem dzisiaj jakieś 3,5…

Myślałem dzisiaj jakieś 3,5 sekundy nad nowym hasłem marketynkowym na nasz sklep z żelkami #gusto i co powiecie na „BOMBELKOWI ODMÓWISZ?” (⌐ ͡■ ͜ʖ ͡■) Z atencji przy wpisie Hałabały wydaje się to majsterszczupakiem #heheszki #pytanie #marketing #biznes

Budowanie grupy odbiorców na…

Budowanie grupy odbiorców na Instagramie, pisanie tytułów, w które ludzie klikają oraz projekt, nad którym pracowałem w ostatnich miesiącach. To wszystko w dzisiejszym #lejektresci

1) Budowanie marki
“Your brand is what people say about you after you leave the room”—Jeff Bezos
Ustalanie kluczowych wartości. Odnalezienie cytatów i obrazów, które najlepiej pasują do tych wartości. Wyróżnienie na tle konkurencji.
https://medium.com/startup-grind/the-quick-and-dirty-guide-to-building-your-startup-brand-21834f46740b

2) Tytuły, w które ludzie klikają
W artykule zostały opisane 3 strategie: społecznego dowodu słuszności, zagrożenia, zysku. Przykłady do każdego:
-$10k+ MRR Drop Shippers Are Shipping This Automation Tool (Here’s Why)
-13 Things to Do so You Don’t Lose Your Dog
-10 Easy Workouts for Beginners
https://www.digitalmarketer.com/blog/write-headlines-that-get-clicks/

3) Jak działa algorytm Instagrama w 2019?
Głównym celem Instagrama jest zatrzymanie użytkownika na jak najdłużej, więc algorytm faworyzuje treści, które mu w tym pomagają. IG promuje treści, które wywołują dużo interakcji. Podsuwa posty, które pasuję do najnowszych zainteresowań. Nowsze posty mają wyższy priorytet, dlatego warto je dodawać, kiedy odbiorcy są online.
https://blog.hootsuite.com/instagram-algorithm/

4) Sukces nie przynosi szczęścia
To szczęście doprowadza do sukcesu. Truizmy? Trochę tak, ale tym razem potwierdzone naukowo. Podczas kryzysu finansowego niewielka grupa bankierów pozostawała optymistyczna i nie stresowała się. Odróżniało ich to, że nowe okoliczności postrzegali jako wyzwania, nie problemy. Przekładało się to na lepsze wyniki w pracy. W artykule opisane są jeszce trzy metody na lepsze samopoczucie.
https://www.bakadesuyo.com/2014/09/be-more-successful/

5) Animowane GIFy do użytku komercyjnego
Wystartowałem z bazą mikroanimacji. GIFy pomagają wyróżnić się i zdobyć uwagę widza w internetowym tłumie. Wszystkie klipy na stronie są bezpłatne pod warunkiem podpisania źródła. Dla osób, które nie chcą tego robić będzie opcja płatna. Na razie baza jest niewielka, ale co tydzień się powiększa.
Chciałbym poznać Waszą opinię o tym rozwiązaniu. Wszelkie uwagi, wrażenia i pomysły na GIFy mile widziane.
http://oneclickclip.com/

6) Posty 3d na Facebooku
Facebook dodał opcję postów 3d jesienią ubiegłego roku. Teraz rozszerza ich funkcjonalność na stories, umożliwia ich publikowanie poprzez przeglądarkę oraz urządzenia z androidem.
https://www.oculus.com/blog/introducing-new-features-for-3d-photos-on-facebook/

Dodatkowe 4 linki dostępne na grupie FB.

***
Jak śledzić kolejne zestawienia?
Facebook *** Mirkolista *** RSS *** albo tag – #lejektresci

#marketing #marketinginternetowy #biznes #rozwojosobisty #socialmedia

Pudzian to kawał cwaniaka,…

Pudzian to kawał cwaniaka, chama i prostaka. Nie czekając na decyzję sądu o podziale majątku do którego doszło w przypadku rozwodu małżeństwa Kowalczyków, typ wpada jako rzekomy właściciel hotelu i go sobie przejmuje. No parodia – sąd nie wyznaczył nawet co dokładnie należy do którego z małżonków, a wpada ci na lokal kilku karków, przejmuje 2 losowe piętra z czteropiętrowego budynku, wykręca i zmienia zamki i zaczyna sobie wynosić łóżka i meble na czas jakiegośtam remontu. I policja nie jest w stanie z tym nic zrobić, no przecież to jest rozbój w biały dzień! Skoro sąd nie wydał jeszcze decyzji o podziale majątków to automatycznie oznacza, że wciąż należy od do tych dwóch osób, a tu typ z ulicy wbija ci na chatę, wykręca zamki, wynosi sprzęty, no co za pojebana akcja. I ta bezsilność tej jebanej policji, no to mnie przeraża najbardziej, serio. Wychodzi na to, że byle chuj może ci wejść na chatę, zajebać telewizor, wynieść meble, komputer, biżuterie, zabrać ci samochód i policja NIC z tym nie może zrobić, bo jak sami przyznają – to nie była to kradzież, bo Pudzian zamierza to wszystko oddać i tylko wywozi to do magazynu! Hahaha, no komedia, to teraz jak ci wbije na kwadrat złodziej i wywiezie telewizor i zabierze kosztowności i samochody to pamiętajcie – to nie jest kradzież, on to po prostu pożyczył i zamierza oddać! Serio, przeraża mnie to strasznie.
#pudzian #afera #biznes #ksw #strongman

Jeeli Kebabownia ma ustawiony…

Jeeli Kebabownia ma ustawiony zegar na kasie fiskalnej 10min do przodu + jeśli poprosi się o paragon to czeka się mega długo i Kebaby dostają oosby które co dopiero przyszło a jak się idzie z paragonem i mówi że czeka się 10min to gościu pokazuje na paragonie że dopiero minęło 2min (na paragonie +10min do przodu) i głupie uśmiechy. Kebabownia w Gdańsku. Mogę zgłaszać do US?
#podatki #kebab #gdansk #biznes #firma #urzadskarbowy

Siema, zacząłem bawić się w…

Siema, zacząłem bawić się w customy na katanach, jak oceniacie?
Koszt takiej katany to bedzie około 500zł

#streetwear #modameska #custom #biznes #ocenawykopka #xxxtentacion #muzyka #trap

Przeklejam ciekawy komentarz…

Przeklejam ciekawy komentarz z #biznes #bialekolnierzyki na temat #pudzian #afera

Wielka szkoda że tak mało osób na grupie zainteresowało się tematem:) Wrogie przejęcie w praktyce w warunkach polskich, gdzie w grę wchodzą realne pieniądze (ten kurwidołek, chociaż biedny hostel, przynajmniej z te 2-3mln zł będzie warty)
Ciekawe zagadnienie, choćby ze względu że Pudzianowski nie jest na pewno aż taki głupi żeby nie porozmawiać do tej pory o temacie z radcą prawnym i na pewno zdaje sobie sprawę, że nie ma podstaw do swoich działań – pięknie na tym przykładzie jest tutaj pokazane ile realnie jest potrzebne woli i twardej psychiki żeby dojść w życiu do realnej kasy:) – ilu z nas dałoby radę nie wysiąść psychicznie przy takiej pyskówce prawnej trwającej 3, 4 miesiące i zgnoić tak drugiego człowieka, że nie pozwalają mu się przemieszczać na jego własnym obiekcie, tarasując przejście z kolegami z siłowni, załatwiając sobie firmę transportową która wywozi faktycznie majątek przedsiębiorstwa w ten sposób, że nie jest ono dalej prowadzić działalności:) i z tego co czytam to pan mariusz pudzianowski z kolegami weszli tam w momencie kiedy odbywało się tam wesele i kazali gosciom weselnym wypierdalać:) ilu z nas umiało by się faktycznie znizyc do takiego poziomu?

Haha, ‚modelki’ na znanym…

Haha, ‚modelki’ na znanym portalu erotycznym strajkują ;d Brak wypłat ;d
#strajknauczycieli #afera #biznes #showup #przegryw #heheszki

#biznes w #polska :)…

#biznes w #polska 🙂 #gruparatowaniapoziomu

Biznes po Polsku – Historia Malmy
Kamil Cebulski 19 lipca 2011 Kategoria: Artykuły 186 komentarzy
https://kamilcebulski.pl/biznes-po-polsku-historia-malmy/
Jak wiecie od dłuższego czasu interesuje się prześladowaniami firm przez różnych urzędników. Zaczęło się od seminarium w naszej szkole ASBRIO (www.asbiro.pl) niespełna rok temu. Zajęcia te zostały przez studentów uznane za jedne z najbardziej przydatnych naszych zajęć. W okolicach zimy zapewne będziemy powtarzać imprezę. Tymczasem publikuję obszerny materiał o historii firmy Malma. Myślę, że po nim, każdy z nas zastanowi się nad tym, co wrzuci do koszyka w markecie oraz w jakim banku weźmie kredyt.

Cytowany tekst..Historia zakładów Malma

Michel Marbot jest Francuzem, urodził się jednak we Włoszech. Jest absolwentem Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu, Historii oraz Prawa na Sorbonie oraz uczelni INSEAD’u, która jest jedną z najbardziej renomowanych biznesowych szkół w Europie. Biegle mówi aż w siedmiu językach. Zrobił zawrotną karierę w bankowości. W wieku 27 lat został dyrektorem francuskiego banku w Grecji, a potem we Włoszech.

Przebywając we Włoszech poznał piękną Polkę, w której się zakochał. W 1990 roku, już jako małżeństwo podjęli decyzje, aby zamieszkać w Polsce. Michel sprzedał więc swój 400 metrowy luksusowy apartament w Mediolanie i przeprowadzał się do 39 metrowego mieszkania w Warszawie.

Mało kto wtedy wierzył, nawet wśród Polaków, że Polska definitywnie wygra walkę z komunizmem. Michel jednak wiązał z Polską duże nadzieje, również biznesowe.

Ponieważ pasją Michela było zawsze gotowanie (prowadził nawet program o gotowaniu Smakosze Rozkosze w Polsacie w latach 90-tych) i nieco też za sprawą przypadku odkrył w Malborku zaniedbane zakłady produkcji makaronu.

Dysponując kapitałem ok 100 tys. dolarów i lewarując to kredytem z francuskiego banku, dokonał w 1991 roku pierwszej w Polsce prywatyzacji. Zaraz po przejęciu zakładu zaczęły się inwestycje, wymieniono sprzęt, postawiono nowe hale. Michel łącznie zainwestował 50 milionów Euro, czyli dwa razy tyle niż obiecał w Umowie Prywatyzacyjnej.

Jak się jednak okazało, najważniejszymi decyzjami były te związane z pracownikami. Już w pierwszym miesiącu Michel podniósł pensje wszystkim pracownikom o 100% oraz każdemu z nich obiecał, że jeżeli zostanie zwolniony to dostanie odszkodowanie w wysokości 2 letniego wynagrodzenia.

Michel Marbot był pionierem naszej Polskiej przedsiębiorczości. Jako pierwszy pracodawca w Polsce ubezpieczył prywatnie wszystkich swoich pracowników. Z dumą pokazuje polisę ubezpieczeniową z numerem 1. Wtedy ubezpieczało się tylko pracowników elitarnych urzędów, żadna firma nie ubezpieczała robotników.

Nie tylko był on przyjaznym pracownikom przedsiębiorcą, ale był prawdziwym rewolucjonistą jeżeli chodzi o zarządzanie w postkomunistycznej Polsce. To On wypuścił pierwsze reklamy telewizyjne w TVP. Wziął w nich udział Wiesław Michnikowski, który zachwalał makrony słowami – „Nie ma jak u Malmy”.

Ponad to Michel przywiązywał ogromną uwagę do produktu. W tamtych czasach rynek chłonął wszystko. Michel mógł wsadzić „gówno” w ładne opakowanie i ludzie by je kupili. On jednak chciał stworzyć w Polsce najlepszy makaron na świecie. Aby to osiągnąć ściągnął do Polski pierwsze profesjonalne, szwajcarskie linie produkcyjne oraz stał się pierwszym importerem najszlachetniejszego surowca dla makaronu: pszenicy Amber Durum z Kanady.

W Polsce w latach 1990-1991 makarony z pszenicy Durum były prawie całkowicie importowane z Włoch i reprezentowały aż 30% rynku. Michel stworzył znak towarowy Malma, który szybko zdobył 25% rynku zostawiając dla Włochów zaledwie 5%.

Włoski gigant makaronowy Barilla, widząc jak taka mała firma z zacofanego kraju odbiera im rynek próbował nawet odkupić Malmę. Michel jednak nie zgodził się na to i planował dalsze inwestycje.Nic więc dziwnego, że Malma ciągle rosła w siłę. Michel kupił kolejny zakład we Wrocławiu (ratując go przed bankructwem) i ciągle zwiększał sprzedaż.

W 2003 roku Polskie makarony Malma zostały okrzyknięte najlepszymi makaronami na świecie, co wywołało burzę w Neapolu, stolicy makaronu.

W najlepszych restauracjach włoskich, w tym u słynnego Don Alfonso, podawano makarony Malma, a szefowie kuchni tych restauracji głośno o tym mówili. Nawet neapolitańska gwiazda Sophia Loren reklamowała Malmę. To tak jakby jakiś Polski znany aktor głośno mówił, że najlepszą wódką na świecie jest wódka z Włoch. Coś zupełnie niewyobrażalnego. Nic więc dziwnego, że w swojej największej świetności Michel zatrudniał 800 osób i planował kolejne inwestycje.

Wyzwania na 2004 rok.

W 2004 roku Polska przygotowywała się do wstąpienia do Unii Europejskiej. Otwierało to przed Malmą szansę dużego zwiększenia sprzedaży w Europie i nowych krajach członkowskich.

Jak donosi Newsweek, po wejściu do UE w większości nowych państw, również w Polsce, nie było można już używać do produkcji makaronów tzw. barwników. Bez tych barwników nie bardzo da się wytwarzać makaronu z rosnącej w naszej części świata miękkiej pszenicy. Nasza pszenica jest wspaniała do produkcji chleba, ale do makaronu nie bardzo. Tworzy blady kleisty makaron, który musi być specjalnie barwiony.

Po wejściu do UE, producenci w nowych krajach musieli po wolutku zastąpić naszą pszenicę, na jej twardą odmianę Durum, którą uprawia się w bardziej kontynentalnych częściach naszej szerokości geograficznej – Kanada, Kazachstan itp.

Wtedy w Polsce około 700 firm wytwarzało makarony z miękkiej pszenicy. Aby przejść na pszenicę Durum nie trzeba zmieniać maszyn ani procesu technologicznego. Trzeba jednak tę pszenicę sprowadzić, magazynować, a to wiązało się z zamrożeniem dużych pieniędzy w surowiec i jego magazynowanie.

Po wejściu Polski i innych krajów do UE miała pojawić się więc duża, licząca około 25% rynku luka na rynku makaronów i to we wszystkich nowych krajach członkowskich. Wielu przedsiębiorstw nie było stać na sprowadzenie odpowiedniej pszenicy i zamykali produkcję. Zapowiadał się więc pojedynek dużych firm o zagospodarowanie tej luki. Nikt lepiej niż Malma nie był gotowy do przejęcia tego rynku.

W samej tylko Polsce oceniano wartość tej luki na 400 milionów złotych rocznie, a w całej nowej Unii na 1,2 miliarda zł. Z tego Malmie miało przypaść od 10 do 25%, zakładając oczywiście, że ten „nowy rynek” rozłoży się proporcjonalnie do obecnego udziału w rynku.

Malma potrzebowała funduszy, aby przystąpić do „pojedynku”. Trzeba było zwiększyć moce przerobowe, sprowadzić więcej surowca oraz przygotować potężną kampanię promocyjną. Inwestycje oceniono na około 50 milionów złotych. Michel Marbot i jego pracownicy zaczęli szukać pieniędzy.

Wejście Polski do Unii miało także inny ważny dla historii Malmy efekt. Bardzo szybki wzrost cen nieruchomości. Okazuje się, że Michel miał piękne tereny w centrum Wrocławia i Malborka. To dało mu nową szansę i nową siłę. Stało się jednak inaczej.

Kredyt i wprowadzenie Malmy na giełdę

Sytuacja finansowa Malmy w latach 2001-2003 była bardzo dobra, spółka przynosiła wysokie zyski. Pomimo tego, że Michel miał już spłacony w połowie dług wzięty na kupno i inwestycje w zakład, to jednak spółka była nadal bardzo obciążona odsetkami bo właśnie wtedy, NBP (pod naciski lobby bankowego) prowadził politykę wysokich stóp procentowych (aż 20%) i silnej złotówki (co faworyzowało importerów makaronu).

Skoro wzięcie kolejnych kredytów nie było możliwe, Michel szukał możliwości wejścia na Warszawską giełdę i pozyskania pieniędzy z rynku.

W tym momencie na scenę wszedł bank PeKaO SA (ten z żubrem w logo) z byłym premierem Janem Krzysztofem Bieleckim jako prezesem. Tym samym, który jako premier brał udział w otwarciu zakładów po prywatyzacji w 1991 roku.

Bank zaproponował Malmie takie oto wyjście. W pierwszej fazie zrefinansuje wszystkie kredyty Malmy. Inaczej mówiąc da Malmie, na lepszych warunkach kredyt, który pozwoli spłacić natychmiast wszystkie inne kredyty. Dzięki temu, PeKaO SA będzie jedynym wierzycielem zakładów.

Do tej pory Malmę finansowało 6 banków (w tym PeKaO) współpracowało z Malmą ponad 10 lat. Jest to normalna praktyka, aby rozłożyć ryzyko upadłości firmy na kilka banków.

W drugiej fazie Bank wprowadzi Malmę na giełdę. Zanim jednak Debiut giełdowy byłby możliwy zobowiązał się finansować Malmę. Po wejściu Malmy na giełdę i uzyskaniu kapitału, Malma miała spłacić kredyty do Pekao.

Jest to całkiem normalna praktyka. To tak jakby bank dał młodemu małżeństwu kredyt na 110% wartości nieruchomości, aby nie tylko mogli kupić mieszkanie, ale także wyremontować i podnieść jego wartość, a dzięki podniesieniu wartości kredyt nie będzie stanowił już 110%, a zaledwie 80%.

Sabotaż

Nagle po pół roku pan Jan Krzysztof Bielecki ciągle odraczał wprowadzenie firmy na giełdę. Malmie po wyczerpaniu się karencji na dodatkowy kredyt, przyszło spłacać duże raty, a pieniędzy z debiutu na giełdzie jak nie było, tak nie było. Co gorsza, bank zamiast adaptować koszt finansowania (odsetki, prowizje) do możliwości spółki, jak wymaga tego prawo, stawiał natychmiast odsetki karne. W ten sposób zamknął Malmę w tzw. pułapce kredytowej.

Bank miał zastaw hipoteczny na całej Malmie i wiedział, że wartość zakładu pokrywa, konserwatywnie licząc, tylko połowę wysokości udzielonych kredytów.

Jak się później okazało, aby móc takie kredyty przyznać i nie mieć problemu z Nadzorem Bankowym (NBP), Bank sztucznie dowartościował swoje zabezpieczenie. Na przykład teren w Malborku, który potem ekspert zatrudniony przez Michela oszacował na 3 miliony zł, Bank oszacował, jak się później okazało, w swoich księgach finansowych na 150 milionów!

Wówczas pan Bielecki, zobowiązał Malmę do zatrudnienia wskazanego przez siebie konsultanta, który okazał się Rewidentem Banku PeKaO. Sugeruje to wprost, że Bank „kupił”, za pośrednictwem Malmy łagodny „niezależny” raport roczny aby wprowadzić giełdę i swoich akcjonariuszy w błąd. Po publikacji raportu tych „niezależnych” rewidentów, który był pozytywny, zarząd banku płacił sobie nadzwyczajne premie.

Jednak zarząd Banku zablokował wszystkie inicjatywy, mające na celu oddłużenie Malmy. Działał aby powiększyć koszty (obsługa długu) i blokować funkcjonowania firmy, która była zadłużona na więcej, niż była warta. Był to jednak dług zgodny z planem, gdyż miał zostać spłacony poprzez wejście Malmy na giełdę, które to ciągle się odwlekało w czasie.

Fakt ten był sygnałem dla Michela, że jest on instrumentem nierzetelnego działania Zarządu Banku. Zaczął szukać nowego inwestora, aby zastąpić PeKaO. Poinformował o tym bank.

Dopiero wtedy Bank w ekspresowym tempie wypowiedział umowę kredytu i zażądał natychmiastowej (14 dni) jego spłaty. Wystarczyło okazać nieco dobrej woli i wydłużyć okres kredytowania o kilka lat lub obniżyć odsetki, aby raty były nieco mniejsze. Malma spokojnie by dług uciągnęła nawet nie wchodząc na giełdę, jednak Bank zażądał spłaty całego kredytu z dnia na dzień.

Sytuacja patowa

Bank, z winy własnego zarządu, znalazł się w trudnej sytuacji. Pożyczył spółce Malma więcej pieniędzy, niż ta była warta i doprowadził do niewypłacalności spółki. Mimo tego, Zarząd odrzucał każdą ofertę inwestorów, którzy chcieli odkupić działające przedsiębiorstwo. Najwyższa oferta inwestorów stanowiła równowartość ok 65% długu Malmy.

Po całkowitej blokadzie spółki (zajęcie kont bankowych), zarząd banku myślał sobie, że pracownicy i Michel pójdą do domu. A więc, że Bank przejmie puste nieruchomości.

Jednak historia Malmy się tutaj nie kończy. Pracownicy głosowali, że nie odpuszczą zakładów, będą ich pilnować, mimo braku możliwość zapłaty pensji (skoro bank blokował konta Malmy), i mimo że nie można było zapłacić także za prąd, wodę. Produkcja stanęła.

Bank zdecydował dopiero wtedy, że najlepszym rozwiązaniem będzie, aby jakiś syndyk zlikwidował Malmę i wniósł do sądu wniosek o upadłość. Sąd ustanowił syndyka masy upadłościowej. Zadaniem syndyka jest sprzedaż całego majtku firmy po najlepszej cenie i spłacenie wierzycieli upadłej firmy (w przypadku Malmy tylko bank), a jeżeli po spłaceniu długów coś zostanie, oddać te pieniądze wspólnikom.

Działalność zarządu banku na szkodę Banku

Działaniem banku przy złych kredytach powinno być ograniczenie strat, a więc sprzedaż majątku po najwyższej cenie. Jak wiemy, działająca firma, zatrudniająca ponad 100 osób, która ma 25% udział w rynku polskim jest więcej warta, niż same jej nieruchomości. W zasadzie sam znak towarowy Malmy był wyceniony przez Bank na 42 na miliony zł, czyli znacznie więcej niż wszystkie nieruchomości razem wzięte.

Bank odrzucił inwestora na 65% długu, dążąc do upadłości i zadowoleniem się tylko sprzedażą nieruchomości, których wartość nie wynosiła nawet 20% całego długu. Dlaczego Bank chciał stracić 80% zamiast 35% kwoty kredytu?

Tak samo nie jest zrozumiałe dlaczego bank przez 3 lata po zamknięciu zakładów i przejęcia konta bankowego Malmy nie dbał zupełnie o ochronę i ubezpieczenie majątku wartego według jego ksiąg 300 milionów zl, który stanowił jego zabezpieczenie, czyli de facto jej własności. Wyobraźcie sobie, że przejmujecie od kogoś za długi 12 hektarów pełne hal, budynków, maszyn, aut i nie zatrudniacie tam ani jednego ochroniarza, ani nie wykupujecie ubezpieczenia?

Niezrozumiałe tez jest dlaczego przez dwa lata, od 2005 do 2007 roku, bank nie przejmował całej spółki i jej majątku, skoro zależało to od jednego podpisu – banku – czyli Jana-Krzysztofa Bieleckiego. Jak się okazało majątek miał sobie przez 2 lata gnić i czekać na rozkradzenie.

Wniosek jest taki, że Bank nie chciał doprowadzić do zmniejszenia swojej straty i wyjść z twarzą z tej inwestycji, tylko za wszelką cenę chciał doprowadzić do zamknięcia zakładów, po czym sprzedać tylko jego nieruchomości, które są warte ok. 20% kredytu. Takim zachowaniem prezes banku jawnie działał na niekorzyść swojej firmy. Bo chyba lepiej odzyskać 65% niż 20%?

Tracą akcjonariusze

Bank na giełdę oczywiście Malmy nie wprowadził. Przejął ją za długi i stał się de facto jej właścicielem. Daleko mi od mówienia co kto ma robić ze swoją własnością. Jeżeli o mnie chodzi to Jan Krzysztof Bielecki mógłby nawet spalić zakłady, nic mi do tego. Mogliby to jednak zrobić, gdyby Malma lub PeKaO należało do nich osobiście, a tak nie jest.

Bank PeKaO s.a. jest spółką publiczną, której współwłaścicielami są różnego rodzaju akcjonariusze. Większościowy pakiet ma włoski Bank UniCredit, którego prezesem był wtedy Allesandro Profumo. Kilka procent miał do 2009 roku Skarb Państwa, czyli naród Polski, a resztę stanowią drobni akcjonariusze.

Drobni akcjonariusze widząc poczynania prezesa Banku, który za wszelką cenę chce doprowadzić do straty przez bank kilkudziesięciu milionów zł, złożyli do prokuratury serię podejrzeń o popełnieniu przestępstwa działania na szkodę banku.

Wszystkie doniesienia zostają uchylone, gdyż jak się okazuje, były premier, a obecnie doradca premiera jest nietykalny i żaden prokurator nie chce wytoczyć przeciwko niemu sprawy.

O co tak naprawdę chodziło bankowi?

Władze banku jawnie działały na niekorzyść akcjonariuszy na siłę forsując upadłość Malmy, zamiast ograniczenia swojej własnej straty. Chyba lepiej odzyskać 65% inwestycji, niż zaledwie 20%? Trudno uwierzyć, że zarząd tak dużego banku oraz właściciele większościowego pakietu akcji to idioci. Musieli więc mieć swoje własne cele.

Jak się okazuje Pan Aleksandro Profumo (Prezes UniCredit, większościowego udziałowca PeKaO) był też w zarządzie największego włoskiego dewelopera, firmy Pirelli! Ten sam człowiek pełnił też funkcję dyrektora zarządu w największym na świecie potentacie makaronowym – firmie Barilla. Barilla jest także jednym z największych klientów korporacyjnych banku UniCredit, ma w nim zaciągnięte zobowiązania na blisko 500 mln euro.

Interes Pana Profumo, nie był więc tożsamy z interesem banku.

Interes banku PeKaO polegał na sprzedaniu zakładu najdrożej jak się da i odzyskanie jak największej części pożyczonych pieniędzy. Natomiast osobistym interesem Pana Profumo, było doprowadzenie do zamknięcia zakładów pomimo wielkiej straty dla PeKaO. Jego ukrytym celem było odzyskanie terenów Malmy dla włoskich przyjaznych interesów (Pirelli) bez funkcjonującego zakładu, unikając nawet odszkodowania dla pracowników, a przy okazji oddać Włochom znów palmę pierwszeństwa na polskim rynku makaronu. Gdyby Malma była zamknięta (co w ciągu roku stało się faktem) to 25% udział Malmy w rynku zostałby uwolniony i firmy włoskie (w tym głównie Barilla) przejęłaby ten rynek w niemal 100%, gdyż inne polskie firmy produkujące makarony nie potrafiłyby natychmiast zastąpić Malmy w produkcji makaronu z pszenicy Durum.

Udział 25% rynku polskiego makaronu i dodatkowe około 25% związanego z wejściem Polski do UE okazał się dużym kąskiem dla Włochów. Chodzi o rynek warty około 1,2 miliarda złotych.

Działania Pana Profumo i jego interesy zmierzały więc do likwidacji Malmy, sprzedania jej nieruchomości do Pirelli, a rynku oddania Barilli. Co prawda PeKaO straci kilkadziesiąt, może nawet powyżej 100 milionów złotych. Ale inne firmy, z którymi Pan Profumo był powiązany zarobią jeszcze więcej.

Na całej tej transakcji stracą jednak mniejsi udziałowcy banku PeKaO, Polacy posiadający fundusze emerytalne, prywatni inwestorzy i Skarb Państwa.

Warto dodać, że dwa lata później, Pan Alessandro Profumo, który skazał Malmę na śmierć, wypłacił sobie premie i bonusy, mimo że wartość jego Banku Unicredit na giełdzie spadła o 90% (tak 90%!!! z 8 € do 0,8 €!) a wartość Pekao o spadła o 70%.

Umowa Chopin

Przypadek Malmy nie jest odosobniony, jednak jest najbardziej nagłośniony. W podobnej sytuacji w konflikcie z bankiem PeKaO znajduje się wiele osób. Jest to efekt tzw. umowy Chopin, której zadaniem jest wyprowadzenie po cichu kapitału z Polski w celu uratowanie pozycji UniCredit, wykorzystując ogromny potencjał hossy rynku nieruchomości w Polsce.

W ogólnym skrócie, Pirelli oraz UniCredit podpisali z PeKaO umowę (tzw. umowa Chopin) na podstawie której PeKaO zobowiązało się do ekskluzywnej współpracy z firmą Pirelli na okres 25 lat!

Umowa dotyczy wszystkich nieruchomości Banku, ale nie tylko. Umowa narusza interesy prawie każdego klienta kredytowego PeKaO, który posiada nieruchomość.

Gdy, przez najbliższe 25 lat kredytobiorca nie wywiązywał się ze spłaty kredytu (a są to sytuacje, które sam Bank mógłby prowokować), i bank chciał je sprzedać, to Bank musiałby dać najpierw znać firmie Pirelli, która otrzymywała prawo pierwokupu, nawet bez sprawdzenie ofert konkurencji, czyli na bardzo preferencyjnych warunkach.

Przykładowo budynki mieszkalne w centrum Warszawy zostały wycenione na 200 euro / m2, a więc przynajmniej 10 razy niżej niż jej wartość rynkowa. Jest to działalność na niekorzyść akcjonariuszy polskiego banku i wyprowadzanie zysków z Polski do Włoch do większościowego udziałowca.

Znowu powiem, że mi nic do tego, co bank robi ze swoimi nieruchomościami. Ale jeżeli mój wspólnik miałby większościowy pakiet akcji i sprzedał mieszkanie należące do naszej spółki za 10% wartości innej jego spółce, stając się 100% właścicielem to ja bym go nazwał złodziejem. Jeżeli to by było jego mieszkanie to proszę bardzo, może oddać za darmo, a jeżeli jest nasze to znaczy, że mnie okradł.

To w ramach umowy Chopina do włoskiego developera miały powędrować nieruchomości Malmy, tak samo jak powędrowały już inne aktywa. W ramach “Projektu Chopin” 1,4 mld euro (ok 6 miliardów złotych) znikło z Banku Pekao i trafiło do Pirelli.

Michel Marbot podobnie jak inni akcjonariusze mniejszościowi zainteresował się sprawą i złożył doniesienie do prokuratury o możliwość popełnienia przestępstwa działania na niekorzyść banku przez jego zarząd. Sprawa została oddalona. Potem ponownie została skierowana do rozpatrzenia przez rzecznika, jednak prokuratura ponownie oddaliła zarzuty. Teraz sąd rozpatruje sprawy prokuratorskie.

25 lutego b.r., po trzech latach walki i notorycznych odmów, Sąd Apelacyjny w Warszawie zobowiązał Sąd Cywilny pierwszej instancji do rozpoznania afery związanej z umową Chopin. Sąd zażądał od banku wydania wszystkich umów wiążących Jana Krzysztof Bieleckiego z bankiem w Polsce i we Włoszech. Bank odmówił wydania!

Michel kupił akcje banku Pekao oraz UniCrdit i brał udział w walnych zgromadzeniach akcjonariuszy. Przygotowywał się do składania także pozwu we włoskich sądach. Jednak jego adwokat, który specjalizował się w przestępczości zorganizowanej i był nawet członkiem komisji ds. przestępczości zorganizowanej, został zabity. Nie wiadomo czy miało to związek z zaangażowaniem w sprawę Malmy, umowy Chopina czy w związku z inną sprawą którą prowadził w swoim bujnym życiu prawnika specjalisty od mafii. Fakt jednak pozostaje faktem.

Bank przejmuje pełnomocnictwo od Michela i na bazie tego pełnomocnictwo podpisuje ze stroną trzecią umowę o zachowania tajemnica wobec Michela!

Gdy Michel został postawiony pod ścianą. Działając w dobrych intencjach, aby odroczyć zamknięcie zakładu, Michel poszedł na układ z bankiem i wystawił bankowi upoważnienie dla Banku do znalezienia inwestora. Celem wystawienia pełnomocnictwa było ratowanie zakładów.

Przejmując takie pełnomocnictwo, bank w sposób głęboko nieuczciwy, ukrył fakt podpisania umowy Chopina. Bank dysponował zatem pełnomocnictwem do sprzedaż zakładu (znalezienia inwestora) oraz dał do Pirelli, po cichu ekskluzywność na zakup nieruchomości.

Banku przejmując pełnomocnictwo nie chciał uratować swoich wierzytelności i zakładów Malma poprzez znalezienie nowego inwestora, lecz grał na czas. Blokował każdą ofertę Michela i innych firm. Bank podpisał z pewnymi kandydatami na inwestorów umowę o zachowania tajemnic wobec pana Marbot w imieniu którego bank negocjował!

Upoważnienie mogło skutecznie zablokować sprzedaż firmy, jednak nie mogło prawnie zabronić dzierżawy całego przedsiębiorstwa. Michel Marbot, aby uratować Malmę przed niejasnymi poczynaniami banku, znalazł firmę, która chciała wydzierżawić zakład Malma i podpisał z nią umowę dzierżawy na 25 lat, to uratowało firmę, która pomimo trudności działa do dzisiaj.

Dobremu przedsiębiorcy związki zawodowe sprzyjają

Jak wiemy w 1991 roku po przejęciu zakładów, Michel Marbot podniósł wypłaty pracownikom oraz zagwarantował odszkodowanie w wysokości 2 letnich pensji , w przypadku zwolnienia. Każdy w Malborku potwierdzi, że w Malmie bardzo dobrze płacili. Podwyżki i gwarancje rosły w miarę rozwoju firmy.

Syndyk nie może bez procesu sądowego rozwiązać umowy dzierżawy całego przedsiębiorstwa Malma i zlicytować jego majątek. Jeżeli jednak tak zrobi to musiałby wypłacić bardzo wysokie odszkodowanie dla zwalnianych pracowników.

Na chwilę obecną, wysokość hipotetycznych odszkodowań znacznie przekracza wartość nieruchomości Malmy, dlatego też syndyk nie ma interesu w jej wypowiadaniu. Jak się okazuje, warto być dobrym dla swoich pracowników. Malma funkcjonuje tylko i wyłącznie dzięki podpisanym 20 lat wcześniej gwarancjom pracowniczym.

Poważne uprzykrzanie

Syndyk skoro nie może wypowiedzieć umowy dzierżawy to chce zniszczyć dzierżawcę. Wspólnie z Sędzią Komisarzem systematycznie ignorują nie tylko prawa pracowników, ale ich straszą zwolnieniami i naruszają ich godność. Robią wszystko, aby to nie syndyk zwalniał pracowników, ale aby sami odchodzili z pracy oraz tak uprzykrzają działanie, aby Pan Marbot sam rozwiązał umowę dzierżawy.

Pracownicy nigdy nie poddali się i stoją murem za Michelem. W okresie ustania produkcji, pomimo braku wypłat organizowali się i na zmiany pilnowali zakładów 24 godziny na dobę, aby żaden złodziej nie rozkradł maszyn. Za własne pieniądze kupili broń i gaz do przenośnych grzejników. W zamkniętym zakładzie, bez ogrzewania i prądu organizowali wigilię. Kto by ich nie spotkał jest pod wrażeniem ich optymizmu i solidarnej walki. Sentymentalnie mówią, że nigdy się nie poddadzą niemoralnemu dyktatowi banku i syndyka.

Walki prawne, ogromne inwestycje dzierżawcy na ponowny rozruch (10 milionów złotych), wierność klientów, strategicznych dostawców oraz odbiorców, a także działania medialne prezesa (np. program Elżbiety Jaworowicz) doprowadzały do tego, że Malma wróciła na rynek, co w historii gospodarki jest bardzo rzadko spotykane.

Partnerzy Malmy także się z nią solidaryzują. Dostawcy z własnej inicjatywy zwiększają terminy płatności, a odbiorcy z własnej inicjatywy starają się płacić Malmie z góry. Stara przyjaźń i wspólnie zarobione pieniądze na sprzedaży makaronu teraz procentują. Przyjaciele Malmy stawiają ją na nogi. Michel podkreśla nawet ogromny fairplay polskich konkurentów Malmy. Początkowo pracy jest niewiele, jednak z biegiem czasu produkcja zwiększa się. Obecnie Malma po raz drugi zdobywa rynek. Odbudowała już 1/4 swojej wcześniejszej pozycji. Ciągle jednak pozostaje w konflikcie z bankiem i jego mało profesjonalnym syndykiem.

Jak zmiana daty urodzenia na…

Jak zmiana daty urodzenia na Twitterze, może sprawić nie lada kłopoty.
Co to jest credential stuffing i jak się przed nim obronić.
Dlaczego nie warto używać wyrażeń regularnych do sprawdzania poprawności domeny.
Shodan monitor – czyli ostatni bastion bezpieczeństwa naszych serwerów.
Dystrybucja Windowsa dla pentesterów? Parę słów na temat commando VM.
Jak testować bezpieczeństwo sklepów internetowych.

Subskrybuj kanał na YouTube
Masz pytanie na temat bezpieczeństwa? Zadaj je na grupie od 0 do pentestera na Facebooku.
Dostępne również na Google i Apple Podcasts oraz Spotify i Anchor.
Podcast możesz również przeczytać w formie artykułu
Jeżeli chcesz być wołany dodaj się do Mirkolisty.

#od0dopentestera #bezpieczenstwo #programowanie #informatyka #it #nauka #technologia #ciekawostki #podcast #swiat #gruparatowaniapoziomu #biznes

Przez ostatni rok odłożyłem w…

Przez ostatni rok odłożyłem w ZUSie 15600 zł, za 20 lat nazbiera się 312000 zł – wtedy wypłacam wszystko i kupuję mieszkanie bo na emeryturę od tych złodziei to nie ma co liczyć
#inwestycje #budownictwo #pracbaza #biznes