Skutek – więcej pieniędzy na rynku – rośnie inflacja.
Na wysokiej inflacji korzysta rząd, bo wyższa inflacja to wyższe ceny. Wyższe ceny, to wyższy podatek VAT. NBP opłacało się więc przeciągać strunę i czekać z podniesieniem stóp procentowych, żeby maksymalizować zyski z wysokich cen i podatków od zakupów.
W ogóle by mnie nie zdziwiło gdyby w ten sposób rząd panicznie szukał środków, które miałyby zastąpić niewypłacany jednak Fundusz Odbudowy z UE.
Ale sprawa wymknęła się spod kontroli. Z szacowanej i – wciąż wysokiej, ale do opanowania – inflacji na poziomie 5 proc., wyjebało w kosmos ze ŚREDNIĄ inflacją ponad 8 proc.
ŚREDNIĄ. Bo w przypadku podstawowych artykułów żywnościowych/materiałów budowlanych inflacja już jest dawno dwucyfrowa.
Co na to rząd?
No, nic. Dalej pcha polski ład, po to, żeby Kowalski z przeciętnym wynagrodzeniem miał 150 zł brutto więcej w portfelu.
Teraz wyobraźcie sobie, że taki Kowalski, który zarabia 2 500 na rękę, idzie do dentysty. Bo go boli ząb. I ma do wyboru: refundowane leczenie na NFZ (czarna, wycofywana z cywilizowanych krajów, plomba z amalgamatu) albo ma zapłacić za normalną, białą plombę 250 zł. 10 proc. swojej wypłaty.
A jeżeli do zrobienia są dwa zęby?
Biedny Polak chodzi więc szczerbaty. Bo go nie stać na podstawowe usługi medyczne. A rzad nic z tym nie robi. I dalej trąbi o tym jak to nowy ład zmieni życie milionów.
#gospodarka #ekonomia #biznes #pieniadze #pracbaza